Wiatr od morza
Sobota, 5.30, wschód słońca na Helu. Obudziło mnie zimno w hamaku. Pomimo dobrego śpiwora chłód już nie daje mi spać. Dzięki temu, po raz pierwszy w życiu, widzę świt nad Bałtykiem. Wiatr szumi w koronach sosen, w głowie cisza. Jestem tu zupełnie sam. O tej porze, szczególnie w kwietniu, nikt się tu nie pojawia. Dla rozgrzewki biegnę wzdłuż brzegu. Słońce powoli zaczyna przygrzewać więc kładę się w zaciszu wydm i cieszę się ciepłem, szumem, nicnierobieniem. Byciem.