10 lat Męskiej Ścieżki
Dziesięć lat temu poprowadziliśmy razem z moim przyjacielem Andrzejem Rubajem nasz pierwszy warsztat dla mężczyzn, zatytułowaliśmy go „Czułość i Moc”. Wtedy nie mieliśmy jeszcze pojęcia, że przerodzi się on w roczny program warsztatowy, i że nazwiemy go Męska Ścieżka. Pamiętam, jak silne czułem wtedy emocje, zarówno ekscytację i radość, jak niepewność i niepokój. Te pierwsze wynikały z tego, że wiedziałem czym chcemy się podzielić i jakie doświadczenie zaproponować grupie, a drugie brały się z obaw o reakcję uczestników, wątpliwości, czy sprostam zadaniu, na ile będę wiarygodny.
Nie mogłem sobie nawet wyobrazić tego, że tak rozpocznie się największa chyba przygoda mojego życia. Przygoda, podczas której spotkałem wielu wspaniałych ludzi, mężczyzn, ale i kobiety wspierające ideę męskiego rozwoju. Przygoda i podróż w głąb siebie i ludzkich doświadczeń. Mam przed oczami i w sercu poruszające chwile, kiedy mężczyźni płakali z samych trzewi, kiedy trwali w braterskim uścisku, kiedy krzyczeli, a nawet wyli z rozpaczy, gniewu i żalu, kiedy patrzyli sobie w oczy w głębokim milczeniu, bez masek, bez sztucznych uśmiechów, bez prowokacji we wzroku. Momenty, kiedy spontanicznie tańczyliśmy, bez nawet odrobiny alkoholu, radośnie i lekko. Kiedy śpiewaliśmy nasze improwizowane dźwięki splatające się w rodzaj dzikiej, plemiennej pieśni. To napełnia mnie olbrzymią wdzięcznością za to, że mogę być częścią tych doświadczeń. One są ważną częścią mnie.
Ta przygoda była i jest dla mnie wyzwaniem – ciągłym uczeniem się, przekraczaniem kolejnych życiowych progów. Nieraz doświadczałem wątpliwości, musiałem radzić sobie z głosem wewnętrznego krytyka („Co ty w ogóle umiesz, żeby takie rzeczy z ludźmi robić?”), głosem zewnętrznych krytyków („Co wy robicie? To za trudne/ za długie/ za dziwaczne itp.”). Kiedy grupy z trudem się zbierały, nachodziły mnie wątpliwości odnośnie tego, czy mężczyźni potrzebują takich warsztatów, czy nie robię tego dla samego siebie. Z czasem przyszło odpuszczenie połączone z większą pokorą – poddanie się prądowi życia, zaufanie, że będzie tak, jak ma być i w swoim, a nie moim, czasie. I mam poczucie, że przyszło, że te dziesięć lat, dziesiątki grup, tysiące godzin ludzkich przeżyć na warsztatach żyją gdzieś w świecie, żyją we mnie. Kiedy absolwenci Męskiej Ścieżki przysyłają mi swoje refleksje, dzieląc się tym, co im dała ta podróż, często jestem głęboko poruszony. Opisują przykłady, jak zmienili swoje życie, zyskali odwagę, by żyć, odzyskali sprawczość, poczucie szacunku do samych siebie. To dla mnie największy dar.
Robert Bly w „Żelaznym Janie” cytuje przedstawiciela aborygeńskiej starszyzny, mówiącego, że od kilkudziesięciu lat zajmuje się inicjowaniem mężczyzn i wreszcie zaczyna czuć się zainicjowany. Ja też wreszcie zaczynam. Z naciskiem na „zaczynam”.
Mężczyźni, towarzysze w podróży Męską Ścieżką, dziękuję Wam za bycie razem. Dzięki Wam, Waszej odwadze i wrażliwości przestałem bać się mężczyzn, wierzę w piękno, mądrość, szlachetność, jaką mamy w sobie. Wierzę, bo jej razem z Wami doświadczam.
Andrzej, przyjacielu, dziękuję Ci za te dziesięć lat, tworzenie tego razem od zera, wymianę inspiracji i wytrwałość w radzeniu sobie z wyzwaniami. Życzę nam, żeby ta przygoda trwała nadal i wciąż nas zasilała. AHO!
Dziękuję za wsparcie wszystkich życzliwych nam kobiet i mężczyzn.