Uzależnienie od pracy
Przepracowanie. Ilu z nas to dotyczy? Jaką cenę płacimy? Wciąż brzmią mi w uszach słowa profesora Pawła Atroszko, specjalizującego się w tematyce uzależnień, że uzależnienie od pracy powoduje więcej ofiar śmiertelnych niż uzależnienia od alkoholu czy narkotyków. Jak to możliwe? No właśnie, to jest ta najwyższa cena, wynikająca z chorób serca spowodowanych przepracowaniem. A przecież wciąż tak wiele osób z dumą powiada o sobie, że są pracoholikami. Mało kto podobnie powiedziałby o swoim uzależnieniu od wódki. Czy jednak można to w ogóle ze sobą zestawić? Okazuje się, że można, a nawet trzeba.
Warto spojrzeć na to z szerszej perspektywy – system ekonomiczno-kulturowy, w którym żyjemy, stawia pracę, osiągnięcia i sukces zawodowy na piedestale. To są właśnie społeczne normy, wedle których oceniamy się nasze szczęście i życiową satysfakcję. Można powiedzieć, że w dzisiejszych czasach panuje swoisty kult działania i efektywności, prowadzący co najmniej do zaakceptowania przepracowania, jako normy, a często nawet do poczucia winy, jeśli w taki sposób nie żyjemy. Trudno jednostkom wyłamać się ze zbiorowej fali, nawet jeśli czujemy, że coś nam tu nie gra. Nam mężczyznom przychodzi to jeszcze ciężej, bo jak twierdzi psycholog jungowski James Hollis, od tysiącleci powtarzamy ten sam wzorzec oparty na trzech filarach: War, Worry, Work (Wojna, Zmartwienie i Praca). Przymus ciężkiej pracy, bycia zajętym, zawsze aktywnym i sprawczym ciąży na naszych barkach. Często nie mamy świadomości, że nie wybraliśmy tego modelu sami, ale powtarzamy go po ojcach, dziadkach itd. Często nie wiemy, że możemy żyć inaczej.
Oczywiście praca jest ważnym elementem naszego życia, pozwala się rozwijać, mierzyć z wyzwaniami, osiągać istotne cele. Freud twierdził, że dwa fundamenty udanego życia to praca i miłość. Bez pracy, a raczej bez pracy, która ma dla nas sens i czujemy, że jest potrzebna światu, tracimy coś ważnego. Mężczyźni, którzy stracili pracę lub przeszli na emeryturę często czują się niepotrzebni. Ale mówimy tu o zdrowym podejściu do pracy, a nie o zatraceniu się w niej. Warto zwrócić uwagę na drugi element stwierdzenia Freuda, czyli na miłość, a ona przecież potrzebuje naszego czasu, uwagi i energii.
Ważną kwestią jest to, co sprawia, że wielu z nas z chęcią ucieka w pracą. Od czego uciekamy? Od trudności w relacjach osobistych i rodzinnych, od wewnętrznego niepokoju, od trudnych pytań, które pojawiają się w nas w chwilach zatrzymania, od poczucia wewnętrznej pustki, od braku głębszego sensu życia. Uciekamy od samych siebie. Praca może być takim samym narzędziem ucieczki jak alkohol, używki czy porno. Będąc kompletnie pochłoniętym pracą nie myślimy o tym, co w życiu trudne, a co tym bardziej domaga się naszej uwagi. Chwilowo możemy odczuć ulgę pomimo zmęczenia wynikającego z przepracowania. Oczywiście nierozwiązane sprawy i ważne pytania wracają. No to co? To pracujemy jeszcze więcej.
Uzależnienie od pracy jest tym trudniejszym problemem, bo przecież łatwo jest użyć argumentu: robię to dla was (żony, dzieci itd.). Łatwo jest siebie oszukiwać: popracuję tak jeszcze dziesięć lat, a wtedy to dopiero odpocznę, że hej. Łatwo jest zdobyć uznanie osoby naprawdę oddanej pracy, skuteczniej i odnoszącej sukcesy. A społeczno-ekonomiczny system tylko będzie nam bić brawo.
Koszty? One się pojawią. To, od czego uciekamy wróci ze wzmożoną siłą, relacje będą się pogarszać, samotność pogłębiać, a prędzej czy później ciało dopomni się o swoje. Skoncentrowani zbytnio na pracy coraz mniej umiemy żyć w innych obszarach, coraz trudniej cieszyć się zwyczajnym życiem, nie wiemy nawet jak spędzać czas nie pracując, nie umiemy już odpoczywać.
Popularny slogan mówi „znajdź swoją pasję, a nie przepracujesz ani jednego dnia”. Czy naprawdę? A może doprowadzi cię do tego, że granica między pasją i pracą ulegnie całkowitemu zatarciu i będziesz pracował cały czas? Może właśnie warto mieć pasję (lub zaakceptować, że nie każdy ją ma) i cieszyć się nią poza pracą? Mieć coś, co pozwala nam utrzymać zdrowy dystans do pracy, a nie dać się jej pochłonąć?
Co z tym wszystkim możemy zrobić? Przede wszystkim warto uświadomić sobie, z jak poważną sprawą mamy do czynienia. Warto spojrzeć na swoje życie uczciwie, zapytać się, jaką cenę życia płacę za swoją pracę? Zapytać bliskich, rodzinę, przyjaciół, co oni myślą o moim podejściu do pracy i posłuchać, co chcą mi powiedzieć. Warto sprawdzić, co czuję, gdy mam czas wolny (jeśli w ogóle go miewam), jakie tendencje ucieczkowe się we mnie pojawiają, od czego potrzebuję uciekać. Ważne jest, by mieć świadomość, że jeśli mamy problem z przesadnym zaangażowaniem w pracę, to nie jest to wyłącznie nasz osobisty problem, jesteśmy częścią większego systemu i jego schematy i bolączki stają się naszymi. Wato być dla siebie dobrym i wyrozumiałym, wzmacnianie poczucia winy raczej tu nie pomoże. A jeśli w takim uczciwym spotkaniu z samym sobą poczujemy, że potrzebujemy pomocy, to pozwólmy sobie jej poszukać. Każda wewnętrzna zmiana zaczyna się od uświadomienia sobie swojego cierpienia.