„Usłysz siebie” – po warsztacie
Trzy doby w ciszy, milczeniu, w naturze. Miejsce, w którym odbywa się ten warsztat ma w sobie moc. Wokół pagórki, łąki, gęsty, prawie dziki las. Warto przejechać te kilkaset kilometrów, zmęczyć się drogą, by doświadczyć czegoś pradawnego. A potem prostota i surowość codziennej rutyny, jak w starym wierszu zen: „noszenie wody, rąbanie drewna…”. Przynosząc wodę z oddalonej studni w oczywisty sposób zaczynamy ją szanować. O ciepło ognia w tipi każdy z nas musiał zadbać. I do tego bezmiar czasu na nicnierobienie, na swobodne wędrowanie po okolicy, leżenie na łące i patrzenie na obłoki, na bycie wreszcie z samym sobą. Chwilami bywa to trudne, pojawia się nuda a z nią głos wewnętrznego krytyka mówiącego: „marnujesz czas, to przecież jest bez sensu”. A kiedy i to przemija, pojawia się radość, spokój, ukojenie. Poczucie, że mam prawo dać sobie czas, autentycznie odpocząć, ucieszyć się tym, że żyję, doświadczam, jestem. Bywa, że pojawiają się głębokie wnioski, zaskakujące odkrycia, nowe pomysły. Tym razem dotarło do mnie, że przebywając z innymi ludźmi w milczeniu czuję z nimi głębszy kontakt, niż wtedy, gdy rozmawiamy, prezentujemy się, dzielimy przemyśleniami i poglądami na życie. Bez słów czułem połączenie z drugą istotą, jej głęboką naturą, czułem bliskość i podobieństwo. Przyjmuję ten dar. Każdy z nas wyjechał z własnym, pielęgnujmy je. I do zobaczenia za rok, jak zwykle w sierpniu, jak zwykle w Republice Ściborskiej na dzikich Mazurach.