Na ostatnim spotkaniu naszego Kręgu jeden z uczestników wyraził obawę, czy dzielenie się swoimi problemami nas nie osłabia. Sam przyznał, że zwykle jeśli powie coś istotnego o sobie czuje wzmocnienie, a jednak w jego pytaniu była wątpliwość. Tak jakby czaił się w nim lęk przed otwartością i używając jego słów „miękkością”. Czym jest ten lęk i skąd się bierze? Jak bardzo jest powszechny wśród mężczyzn? Gołym okiem widać, że współcześni mężczyźni najchętniej rozmawiają o sprawach powierzchownych lub bardzo ogólnych. Chętnie wyrażają opinie „o świecie”, mówią o swoich hobby. Mniej chętnie o pracy, bo to jest już obszar potencjalnych trudności, a także tradycyjny teren rywalizacji. Jak często potrafią rozmawiać o tym, co jest w nich głębiej, co wymaga zaufania i odwagi? Taka rozmowa zdarza się zwykle po alkoholu. Jakby tylko on pozwalał na chwilę opuścić gardę i odsłonić miękkie podbrzusze. Alkohol w takich sytuacjach pomaga zrobić to, czego większość mężczyzn potrzebuje – podzielić się sobą, zdjąć na chwilę maskę twardziela, który ze wszystkim sobie radzi i nie potrzebuje niczego od innych. Tylko czy nadal mówi ta sama osoba? Ten lęk przed otwartością można tłumaczyć ciągłą rywalizacją i dążeniem do pokazania się od najlepszej strony. Brakiem zaufania do drugiego mężczyzny, a pewnie i do kobiety, nieprzyzwyczajeniem do tworzenia wspólnoty, która się wzajemnie wspiera. A także wychowaniem we wzorcu „chłopaki nie płaczą”.
W rozmowie w Kręgu, kiedy mężczyźni mówią o tym, co ich porusza, co boli, co naprawdę ważne, na trzeźwo i z uważnością, pojawia się okazja do tego, by lepiej zobaczyć siebie. Czasem to, co zostało powiedziane zaskakuje mówiącego, dostrzega coś, czego nie był świadom. Podobnie działają reakcje słuchających, pozwalają spojrzeć na siebie pod innym kątem, rzucają nowe światło na sprawy, którymi się dzielimy. I nie chodzi tu o rady, a właśnie o inną perspektywę słuchających, o ich emocje. Jeśli rozmowie towarzyszy uważność na drugiego człowieka, słowa płyną z głębi, a nie są powszechnym teoretyzowaniem, pojawia się atmosfera wspólnoty. Odczucie, że nie jestem sam, a jesteśmy razem. Okazuje się, że można współtworzyć, współdziałać. Nie trzeba wciąż rywalizować.
Czy to łatwe? Na pewno nie. Z pewnością taka rozmowa wymaga odwagi. Odwagi do pokazania siebie prawdziwego, z lękami i wątpliwościami, a także z głębokimi pragnieniami. Odwagi do mówienia wprost i zadawania trudnych czasem pytań. Dlatego niektórzy przychodzą raz i nie pojawiają się więcej. Ci, co zostają zbliżają się bardziej, tworzą kolejne okazje do spotkań, wędrówek, rozmowy lub wspólnego milczenia. Z czasem poziom wymiany staje się coraz głębszy, rośnie szczerość i bezpośredniość. Te chwile, kiedy czujemy się w jakimś stopniu braćmi mającymi podobny los, podobne tęsknoty i ból stają się wyjątkowe. Dają moc, uczą zaufania i dzielenia się. Nie wyobrażam sobie życia bez nich.
Michał Pyziak