Refleksje z obozu „Usłysz siebie”
Pierwszy dzień to czas przełączenia się. Przejścia z codziennego rytmu zadaniowego w tryb odpoczynku, zwolnienia tempa, pozwolenia sobie, by czas przepływał przez palce. To bywa być bardzo trudne dla wielu osób, a równocześnie niezwykle potrzebne. Zdarza się, że pojawia się poczucie winy („nic nie robię, tak nie można, tracę tylko czas”), impuls do podjęcia jakiejś aktywności („powinienem zwiedzić okolicę”). Ci, którzy uczestniczyli w tym obozie w poprzednich latach już wiedzą, że to minie, łatwiej jest im poczuć spokój i radość z braku zadań, presji, grafiku spraw. Często ten dzień jest czasem na sen, leżenie w hamaku, na oddech i odpoczynek.
I z czasem doświadczenie się pogłębia, zaczynamy wyraźniej czuć, czego potrzebują nasze ciała, wyraźniej widzimy potok przepływających myśli, zdajemy sobie lepiej sprawę, co zaprząta nasze głowy. Dzień za dniem zanurzamy się w tym głębiej.
Poranna rozgrzewka i następująca po niej medytacja zwiększają naszą uważność na rozpoczynający się dzień. Śniadanie jedzone w milczeniu trwa znacznie dłużej niż w codziennym życiu. Automatycznie, bez żadnych instrukcji, jemy wolniej, bardziej przytomnie. A potem każdy spędza czas sam, przebywając w obozowisku lub wędrując godzinami po okolicy, i równocześnie ze świadomością grupy, której jest częścią. Do kolacji, którą też spożywamy w milczeniu.
Wieczorem siadamy przy ognisku w jednym z tipi i wtedy dzielimy się tym, co przeżywamy, uczuciami i myślami, których staliśmy się bardziej świadomi tego dnia. To klamra, pozwalająca poczuć wspólnotę cichych wędrowców, szukających drogi do samych siebie.
To już czwarty raz, kiedy zapraszam mężczyzn do takiego przeżycia, do przygody polegającej na niezwykłej prostocie, na czasie, ciszy i odosobnieniu. To prawdziwy luksus w dzisiejszych czasach – dać sobie przyzwolenie na brak aktywności, na zaprzestanie gonitwy, na usłyszenie siebie. I po raz kolejny sam wracam z tej podróży wzmocniony, spokojniejszy i bogatszy o nowe odczucia i przemyślenia. Z czasem widzę też, że znacznie łatwiej przychodzi mi poczuć ten spokój, szybciej ląduję tam, w obozie, natłok myśli zwalnia już pierwszego dnia, nie ciągnie mnie do wyszukiwania sobie zajęć. Czuję, że ta praktyka naprawdę przynosi efekty. I już wiem, że bardziej potrafię przenosić ją do codziennego życia.
Dziękuję, Panowie, za wspólny czas, za waszą gotowość do takiego eksperymentu i odwagę, by zrobić coś wbrew wszechobecnym wymaganiom aktywności i efektywności. Życzę, by wam to służyło jak najlepiej.
Dziękuję gospodarzom Republiki Ściborskiej za umożliwienie nam spokojnego i bezpiecznego czasu w waszej kojącej krainie.